A-klasa: Lider łatwej przeprawy nie miał
Drugi mecz w ramach piłkarskiej majówki za Nami i niestety po raz drugi przegrywamy w sposób nieznaczny. Tym razem jednak głowy mamy nieco wyżej uniesione, bo jednobramkowa porażka z będącym w gazie liderem tabeli to zawsze lepszy rezultat niż przegrana w takim stosunku z sąsiadem z ligowego zestawienia. Tak czy siak w obu przypadkach nadal mówimy o porażce i znowu nie przywozimy do Wrocławia choćby jednego punktu.
W Prusicach zagraliśmy jako gospodarz, bo nadal nasze boisko nie jest zdatne do gry, a 1 maja MCS-y nie wynajmują obiektów na mecze i trzeba było rozegrać spotkanie poza Wrocławiem (jeszcze raz dziękujemy Orłowi za pomoc i możliwość rozegrania meczu na ich obiekcie). Niestety Prusice nie są w ostatnich miesiącach, a może i latach przyjazne dla Widawy. Przegraliśmy tutaj na jesień 0:3, a wcześniej ulegliśmy 0:6 i zostaliśmy pokonani przez Wszemirów, który też był gospodarzem przy Powstańców Śląskich. My chcieliśmy mimo wszystko złą kartę odwrócić, ale wiedzieliśmy, że będzie o to piekielnie trudno. Po pierwsze, bo Orzeł to lider tabeli, który "u siebie" punktuje jak z nut, a po drugie trener Michał Pondel nie miał do dyspozycji wszystkich zawodników. Zabrakło m.in Kamila Gołdyna, Rafała Dzietczyka, Filipa Borysewicza i najlepszego strzelca Widawy w tym sezonie - Jakuba Jankowskiego. Tak czy siak - nie zamierzaliśmy łatwo się poddawać, a naszym celem były ligowe punkty.
Od samego początku swój styl grania chciała narzucić drużyna z Prusic i też miała nie tylko większe posiadanie piłki, ale częściej gościła pod naszym polem karnym. Na szczęście nasz bramkarz nie był często zatrudniany, a sporo prób, na które decydowali się miejscowi, było nieudanych. Niestety udana była próba w 8 minucie, gdzie nie obyło się bez naszej pomocy. Tomasz Lamek, który wystąpił w tym meczu na lewym wahadle nie zdążył z powrotem do defensywy. Mimo asekuracji ze strony Rafała Padiaska i Miłosza Jagodzińskiego (wraz z Dominikiem Zawadą tworzyli trzyosobowy blok obronny) napastnik przeciwników strzelił piłkę mocno na piąty metr. Tam nasz bramkarz zbił futbolówkę do boku, gdzie spod krycia Zawady urwał się napastnik Prusic i strzałem z bliska otworzył wynik tego spotkania. 0:1. Jak ten gol w padł? Jak to się stało, że dwóch przeciwników mimo pilnowania przez czterech graczy Widawy stworzyło akcje bramkową? Trudno to wytłumaczyć. Zabrakło jednak krycia, a przede wszystkim koncentracji. Strzelony gol ułatwił nieco zadanie Orłowi, ale nie podłamał graczy Michała Pondla, którzy kilka akcji zaczepnych stworzyli. Podobnie jednak jak ataki Prusic - nie były one zbyt konkretne. Tutaj jakieś uderzenia nad bramką (Hejtota, Lamek i Stanek), gdzie indziej nie zamknięte wrzutki, ale bramkarz był w zasadzie bezrobotny. Nasz kiper do końca pierwszej połowy zanotował dwie udane interwencje, ale też nie były to parady, które uchroniły od pewnych goli. Jedną taką paradę obronną w 30 minucie zaprezentował Jagodziński. Napastnik rywali wyszedł w sytuacji sam na sam, wyminął naszego bramkarza i wydawało się, że skieruje piłkę do pustej bramki. Tak się jednak nie stało, bo popularny "Jago" zaasekurował golkipera i wybił piłkę na linii bramkowej. To byłoby na tyle, jeśli mówimy o sytuacjach w pierwszej połowie. Była jeszcze żółta kartka dla Zawady za przerwanie kontrataku, lecz w tej sytuacji zanim "Zawad" sfaulował przeciwnika, to sam w pierwszej fazie był sfaulowany przez tego oto rywala. Niestety "nie dołożył od siebie" i sędzia uznał, że nic się nie wydarzyło. Niestety w drugiej odsłonie miał moment, w którym jak to mawia nasz Prezes - "lekko się zgubił", co było o tyle dziwne, bo jest to młody - bardzo dobry arbiter. Może po prostu nie miał swojego dnia, ale skupmy się na meczu.
Niestety bycie trenerem Widawy nie jest rzeczą łatwą. Można mieć idealnie rozpisany plan na przeciwnika. Można uczulić na różne warianty rozegrania akcji, ale to jak z tym bibilijnym ziarnem - część spadnie na urodzajną glebę i wyda owoc, a część przepadnie bez śladu. Tak było niewątpliwie ze wskazówką o zachowaniu koncentracji, o nie pchaniu akcji przez zagęszczony środek. Wszyscy wiemy, że jeśli nie straci się gola tuż na początku drugiej połowy, to utrudnia się zadanie przeciwnikowi, który przy jednobramkowym prowadzeniu nie czuje się dosyć pewnie. Niestety nasi zawodnicy tej koncentracji nie zachowali, nie skorzystali ze wskazówek i stracili gola minutę po zmianie stron. Najgorsze jest to, że to my mieliśmy piłkę na połowie przeciwnika, a Zawada, który otrzymał ją od Stanka mógł - strzelić, czy wrzucić w pole karne lub rozegrać na prawe skrzydło. Niestety podjął nieoptymalną decyzję i zagrał w środek, tak, że rywale natychmiastowo wyszli z szybką kontrą. W piłkę po drodze nie trafił jeszcze Padiasek i supersnajper Orła rodem z Ukrainy wyszedł w sytuacji sam na sam z J.Pondlem. Minął go przed polem karnym i z zimną krwią skierował futbolówkę do pustej bramki. 0:2. No tak łatwo moi drodzy państwo nie można tracić bramek. Zwłaszcza jak gra się z tak dobrą drużyną, jak ta, która lideruje grupie II wrocławskiej A-klasy. No cóż - co poradzić. Trzeba grać dalej. No i mimo dwubramkowej straty - graliśmy. Kilka akcji naprawdę było dobrze rozwiązanych, w innych przypadkach brakowało tego ostatniego zagrania. Na szczęście w 57 minucie wszystko zadziałało tak jak należy. Wrzutka z rzutu rożnego na pole karne Orła - kąśliwa (tak jak ta Lenartowic w meczu z Nami na 2:0). Tam na dalszym słupku odnalazł się Miklas i uderzył tak, że rywale nie zdążyli wybić piłki z linii bramkowej, a po odbiciu się od jednego z nich, "balon" wylądował w sieci - samobój. 1:2. W tym momencie rywale nieco się zlękli, a że gra im się tego dnia nie kleiła to my mogliśmy za niedługo wcisnąć na 2:2. W 60 minucie trener Pondel musiał dokonać zmiany, a narzekającego na uraz Szendzielorza zastąpił Kolmyk. Ten zawodnik mógł w 63 minucie doprowadzić do wyrównania, ale po solowej akcji - nie oddał strzału z okolicy 10 metra, a i jego późniejsza wrzutka została wybita przez obrońców. Niewykorzystana sytuacja zemściła się kilkadziesiąt sekund później i znów powinniśmy zachować się w tej sytuacji lepiej. Nie skasowaliśmy akcji po stracie na 30 metrze od bramki Prusic i te właśnie Prusice przeprowadziły szybki atak. Trzy podania. Zagranie w środek, gdzie nie było żadnego z naszych pomocników i rozgrywający przeciwników łatwo przetransportował piłkę na 16 metr do swojego skrzydłowego. Ten z łatwością "nawinął" Padiaska i ładnym uderzeniem przy dalszym słupku nie dał szans naszemu bramkarzowi. 1:3. Ahh - czemu to my nie możemy tak łatwo tych goli zdobywać? (śmiech). No my musimy zawsze mocno się napocić, ale akurat w meczu z Prusicami nasze zaczepne akcje powodowały, że miejscowi musieli zachować koncentracje. Najlepszą okazję miał Stanek, ale jego uderzenie z pola karnego świetnie obronił bramkarz. W 75 minucie widawski szkoleniowiec chciał dodać świeżej krwi do rywalizacji o korzystniejszy rezultat i wpuścił na murawę Adama Jakubowskiego i Macieja Adamczyka, którzy zmienili odpowiednio Stanka i Sawickiego. Czy te zmiany zmieniły diametralnie obraz gry? Ciężko takie stwierdzenie sformułować, ale można śmiało powiedzieć, że w końcówce spotkania to nasz zespół prezentował się lepiej od Prusic. Zanim jednak padł drugi gol dla Widawy to mieliśmy trzy żółte kartki w jednej akcji i tutaj możemy jeszcze raz zacytować słowa naszego Prezesa.
83 minuta, przy linii bocznej o piłkę walczą Hejtota i kapitan Orła. Walkę fizyczną wygrywa nasz zawodnik, ale przeciwnik wylatuje poza boisko i przy kontakcie zwija się z bólu. W tej sytuacji mamy dwa rozwiązania albo gwizdek sędziego oznaczający faul naszego zawodnika albo gdy gwizdka, ani innej sygnalizacji sędziego, nie ma to gramy dalej. Niestety mamy początkowo ten drugi wariant (żaden z sędziów nie wskazał, że zagranie Hejtoty było przewinieniem) i bardzo ta decyzja (albo właśnie brak decyzji) nie podoba się graczowi przeciwników, który domaga się faulu, kartki i w ogóle mówi nieładne rzeczy w kierunku Hejtoty, że mu tam następnym razem "przyfandzoli". Mamy przerwę w grze i w tym momencie na ustny wniosek kapitana Prusic sędzia wyciąga żółty kartonik. W tym momencie może słusznie, a może bez sensu nasz trener wkracza do akcji i pyta się sędziego o tą ""dziwną decyzję". Za stwierdzenie: "Jak to kartka? Co Pan robi?" trenejro otrzymuje...kartkę koloru żółtego. No i po chwili pytając o zasadność tych decyzji sędziego asystenta, również nie otrzymuje żadnego wyjaśnienia (a jedynie prychnięcie i przewrót oczami) i za stwierdzenie "Wy się tam nadajecie" - dostaje kartonik numer dwa. Skutkuje to opuszczeniem murawy w konsekwencji czerwonej kartki. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że systemie kartki są wpisane na odwrót, bo przecież stwierdzenie "Wy się tam nadajecie" ma mocniejszą rangę od tego "Co Pan robi?" i w tej kolejności po prostu wygląda lepiej. Co ciekawe żółta kartka dla Hejtoty jest za "Nierozważny atak nogami na nogi przeciwnika w przerwie w grze". Co to oznacza? Na chłopski rozum - że nasz zawodnik nierozważnie zaatakował przeciwnika nogami w jego nogi. Jeśli jest to w grze to mamy żółtą kartkę i szlus, ale jeśli jest to w przerwie w grze, a więc nie następuje element rywalizacji o piłkę i jest to atak poza boiskiem to powinna być to czerwona kartka. Tak nam się wydaje (może źle, jeśli jest gdzieś w przepisach gry, że błędnie rozumujemy to z góry przepraszamy arbitra, jeśli nie ma czegoś takiego to prosimy kolejnym razem konsekwencję przy rozdawaniu tych kartek). Idzie się pogubić.
Wracajmy jednak do końcówki meczu. Trener Pondel powędrował na trybuny. Stery przejął trener Słowiński i zaraz wprowadził dwie zmiany - zeszli Hejtota i Papiewski, a na murawie pojawili się Łyczba i Glinka. A my pod koniec spotkania nadal wierzyliśmy, że można w tym meczu coś ugrać, bo tak jak pisaliśmy wcześniej, lider nie był tego dnia świetnie dysponowany. No i wiara w strzelenie gola dała nam gola. Kąśliwe wykonany rzut wolny przez Miklasa i bramkarz Orła zaskoczony po raz drugi. 2:3. Mamy 90 minutę, 5 minut dolicza arbiter i miejscowi zaczynają się denerwować. My atakujemy już prawie całą drużyną. Mamy zablokowane wrzutki. Są niezbyt udane strzały, rywal wyczekuje na koniec spotkania, ale w 93 minucie popełnia duży błąd w defensywie. Miklas urywa się spod krycia i wpada z piłką w pole karne, gdzie jest zahaczany przez obrońcę Orła. Nasi domagają się karnego, bramkarz Orła myśli, że będzie karny, ale sędzia uważa inaczej i nakazuje naszemu graczowi wstawać. W kolejnej akcji kończy spotkanie i 3:2 w Prusicach wygrywają Prusice.
My czujemy niedosyt, bo mogliśmy ten mecz przynajmniej zremisować. Drugi mecz z rzędu sędziowie nie dyktują nam "jedenastki" - tak wiemy, że "karny to jeszcze nie gol", ale pozostawia to pole do "gdybania". Może w Lenartowicach przy bramce do szatni, na 1:1 wyglądałoby to inaczej? Może w 93 minucie Jagodziński (nasz wykonawca karnych) trafiłby na 3:3? Tego się już nie dowiemy i nic już nie zrobimy. Nie przegraliśmy w tych meczach przez sędziów, a przez własną nieudolność w ofensywie i proste błędy w defensywie. Sędziowie mogli być tylko bardziej konsekwentni w tych decyzjach i bardziej skupiać się na reagowaniu na boiskowe czyny, a nie na sygnały dźwiękowe. Nie może być tak, że żeby dostać karnego - trzeba się przeturlać pięć razy, krzyknąć jakby nogę urwało i wtedy jest większa szansa na pomyślną decyzję. Ahh. Nie piszemy już więcej na ten temat, bo niestety zdajemy sobie sprawę, że sędziowie też działają pod pływem emocji i często jest tak, że słysząc krytykę pod swoim adresem, w kolejnych spotkaniach nie potrafią być w stosunku do krytykujących - obiektywni i różnie to się później na tych meczach dzieje.
Ostatni raz wracając do meczu to naszym zawodnikom mimo wszystko należą się brawa, że do końca wierzyli w odwrócenie losów spotkania i popsuli sporo krwi liderowi. Dziękujemy też Prusicom za gościnę raz jeszcze, gratulujemy wygranej i życzymy awansu do klasy okręgowej, bo na ten awans zasługują. Sukcesem bowiem nie jest wygrywać mecze kiedy wszystko się super układa. Sukcesem jest zwyciężać mimo słabszej formy dnia. Tak było rok temu z Gądkowicami czy dwa lata temu z grającą o awans Widawą. :) My teraz musimy liczyć na bardzo dobrą formę naszych podopiecznych, którzy w najbliższą niedzielę pojadą do Żmigrodu na starcie z wiceliderem - Piastem II.
A-klasa:
Tomtex Widawa Wrocław - Orzeł Prusice 2:3 (0:1)
Bramki: samobójcza, Miklas
Rozkład bramek:
0:1 - gol dla Prusic (8 minuta)
0:2 - gol dla Prusic (46 minuta)
1:2 - gol samobójczy (57 minuta)
1:3 - gol dla Prusic (65 minuta)
2:3 - Miklas - rzut wolny (90 minuta)
Skład: Jakub Pondel (BR); Kuba Sawicki (75' Maciej Adamczyk), Dominik Zawada, Rafał Padiasek, Miłosz Jagodziński, Tomasz Lamek; Piotr Miklas, Brajan Szendzielorz (60' Dmytro Kolmyk), Sebastian Stanek (75' Adam Jakubowski); Robert Papiewski (85' Sebastian Glinka), Adrian Hejtota (85' Adrian Łyczba)
Żółte kartki: Zawada (41' - faul), Hejtota (83' - faul), M.Pondel (83' krytyka orzeczeń sędziowskich - na ławce), M.Pondel (83' krytyka orzeczeń sędziowskich - na ławce)
Czerwona kartka: M.Pondel (83' - rezultat dwóch napomnień)